Za chwilę Święta i Nowy Rok, a po nich ferie zimowe, które nie tylko dla wprawionych narciarzy są pretekstem, by ruszyć w góry. Szykując się do eksplorowania polskich lub zagranicznych stoków, warto zadbać nie tylko o sprzęt, ale także wykupić odpowiednie ubezpieczenie. To właśnie od tego czy posiadamy dobrą polisę zależy to, czy koszty wypadku na stoku poniesiemy my czy ubezpieczyciel.
Nasze bezpieczeństwo na stoku zależy nie tylko od naszego przygotowania do uprawiania sportów zimowych, ale mają na nie wpływ także inni narciarze czy snowboardziści.
„Planując wyprawę w góry często kupujemy odpowiedni sprzęt, weryfikujemy czy poprzedni jest jeszcze dobry, ale to nie wszystko, co powinniśmy wziąć pod uwagę. Powinniśmy być przygotowani na zdarzenia, do których może dojść w górach zarówno z naszej winy, jak i innych użytkowników stoków. Nie każdy wie, że jeśli spowodujemy wypadek i uszczerbku na zdrowiu dozna inna osoba, to my będziemy zobligowani do poniesienia kosztów leczenia czy też odszkodowania. I tu mamy dwa scenariusze. Jeśli mamy odpowiednie ubezpieczenie to owe koszty pokryte zostaną z polisy, a jeśli nie – zapłacimy za nie z własnego budżetu” – wyjaśnia Karolina Trzeciakiewicz, zespół wsparcia – ubezpieczenia w Grupie ANG.
Jaką polisę wybrać ruszając w góry?
W zależności od tego czy planujemy wypad na narty w Polsce czy poza granicami kraju, powinniśmy wybrać polisę uwzględniającą kluczowe elementy. W przypadku polskich stoków warto wykupić polisę od następstw nieprzewidzianych wypadków (NNW) wraz z OC w życiu prywatnym. „Jeśli mamy wykupione OC w życiu prywatnym i spowodujemy wypadek na stoku, to OC pokrywa koszty leczenia osoby przez nas poszkodowanej. Gdy dojdzie do wypadku z naszym udziałem, NNW pokryje koszty naszego powrotu do zdrowia. W obu przypadkach to towarzystwo ubezpieczeniowe bierze na siebie koszty. Polisa dla osób wybierających się w góry powinna być rozszerzona o uprawianie sportów zimowych, w tym zwłaszcza jazdę poza wyznaczonymi szlakami” – podpowiada Karolina Trzeciakiewicz z Grupy ANG.
Wypad na zagraniczne stoki narciarskie
Jeśli planujemy uprawiać sporty zimowe na przykład we Włoszech, Austrii, Francji czy na Słowacji to powinniśmy posiadać ubezpieczenie kosztów leczenia z odpowiednim assistance , który pokryje koszty np. akcji ratowniczej z użyciem helikoptera. „Poza Polską akcja ratunkowa z udziałem helikoptera kosztuje aż ponad 20 000 zł. Doba w szpitalu we Włoszech czy Austrii może wynieść nawet 3500 zł. Jeśli więc przydarzy nam się wypadek na zagranicznym stoku, a nie mamy odpowiedniego ubezpieczenia, powyższe koszty będziemy zobligowani ponieść z własnego budżetu. Podobnie będzie z kosztami transportu do Polski. I choć niektórzy zakładają, że – jadąc na narty zagranicę – wystarczy Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego, to trzeba wiedzieć, że nie daje ona pełnej ochrony. Dlaczego? Otóż lista świadczeń objętych ochroną EKUZ jest różna w zależności od kraju. Może więc się okazać, że do danego zakresu opieki będziemy musieli dopłacić” – mówi Karolina Trzeciakiewicz z Grupy ANG.
Zakres ochrony polisy w góry to podstawa
Jadąc w góry możemy zarówno skorzystać z polisy terminowej, która działa tylko na czas wyjazdu, ale także z bieżącego ubezpieczenia, które posiadamy. Niezależnie od opcji, kluczowym obszarem, jaki powinniśmy przeanalizować przed wyjazdem, jest zakres ochrony.
„Świadczenia zawarte w polisie – czy to działającej na terenie Polski czy zagranicą – stanowią podstawowy obszar, który powinniśmy sprawdzić. Dlaczego? Każda umowa ubezpieczeniowa zawiera listę tak zwanych wyłączeń. A to w praktyce oznacza, że gdy z naszym udziałem dojdzie do zdarzenia z tej listy, ubezpieczyciel nie pokryje jego kosztów. O jakich włączeniach mowa? Otóż chodzi na przykład o choroby przewlekłe, brak rozszerzenia o sporty zimowe i ekstremalne, ale także wypadek pod wpływem alkoholu, narkotyków lub innych środków odurzających. Mowa również o działaniach wbrew miejscowemu prawu i zakazom władz lokalnych, które mogą dotyczyć przebywania ubezpieczonego na obszarach, na których obowiązuje zakaz poruszania się bądź korzystania z nich” – wyjaśnia Karolina Trzeciakiewicz z Grupy ANG.
Be First to Comment